Kiedy uczyłam się języka jako uczennica, a potem studentka, nigdzie daleko nie wyjeżdżałam. Nie wyjeżdżałam też na długo, podróżowałam głównie w celach turystycznych. Jednak, korzystałam z każdej szansy, która pozwalała na styczność z językiem- wyjazd na obóz międzynarodowy w polskich górach, rozmowy z obcokrajowcami, których spotykałam w Polsce, jednak były to okazje raczej rzadkie. Uczyłam się głównie od polskich nauczycieli, a potem wspaniałych wykładowców na mojej uczelni w Lublinie. Poza tym, był to czas, kiedy nie tak łatwo można było pozyskać coś po angielsku, pamiętam, kiedy na lotnisku w Londynie przepakowywałam bagaż, bo miałam zdecydowanie za ciężką walizkę wypchaną prasą i książkami 🙂
Wcześniej, przygotowując się do egzaminów na studia i do studiowania po angielsku, oglądałam anglojęzyczne programy w TV do bólu. Dzięki temu, na studiach nie miałam problemów ze zrozumieniem, gorzej było z wypowiedzią, ale to zupełnie naturalne, jako że mówienie to sprawność, która rozwija się najdłużej i wymaga dużej ilości praktyki.
Dzisiaj, w dobie internetu, łatwego dostępu do książek, gazet, czasopism, książek z oznaczonym poziomem zaawansowania (tzw.”graded readers”), audiobooków, ebooków…trudno wymienić wszystko, nie sposób się NIE nauczyć. No bo, jak z tego wszystkiego nie korzystać? Grzech! Dzisiaj możesz oglądać ulubiony serial w każdej chwili i w dowolnej wersji językowej. Albo pozyskiwać wiadomości z anglojęzycznych mediów, słuchać audiobooka w samochodzie, itp. Wszystko po to, aby najpierw nauczyć się myśleć w języku docelowym.
Dzieci rzeczywiście uczą się łatwiej, przede wszystkim dlatego, że mają naturalną zdolność nabycia idealnej wymowy, do pewnego wieku mogą przyswajać język obcy tak jak uczą się swojego ojczystego języka. Ale nie znaczy to, że osoby dorosłe, czy dojrzałe nie mogą się nauczyć. Mogą. Każdy jest w stanie nauczyć się wszystkiego, jeśli naprawdę musi, albo jeśli naprawdę chce.
Fakt, że często idziemy na łatwiznę i szukamy wymówek- nasz mózg jest na tyle sprytny, żeby podsuwać nam wymówki w stylu: “I tak się nie nauczę, dopóki nie wyjadę, więc po co się wysilać”. A jak wyjedziesz, to co się zdarzy takiego, że się nauczysz? Będziesz w obcym kraju, nie wiadomo ile będziesz miał okazji, żeby mówić, no ale jak masz mówić, skoro nie znasz języka? Czy wysiadając z samolotu spłynie na Ciebie nagle natchnienie, wydarzy się cud, że stąpając po obcej ziemi od razu staniesz się osoba obcojęzyczną? Szczerze wątpię.
To tylko Twoja praca włożona w proces, ilość czasu jaką poświęcisz na praktykę, słuchanie, czytanie, mówienie, sprawią, że pozyskasz tę umiejętność. Nie ma możliwości, aby nauczyć się “przy okazji” nie podejmując wysiłku. Nie wiesz naprawdę, jaką ścieżkę przeszły osoby, które wyjechały do pracy nie znając języka, ile musiały włożyć trudu, a czasem ile znieść upokorzeń, aby zacząć się dogadywać. Fakt, miały łatwiej, bo musiały szybko wyjść ze strefy komfortu i pokonać strach przed odezwaniem się. To jedyna różnica. Prawdopodobnie brały też udział w jakimś kursie lub miały osobę, która je poprowadziła w nauce. Nikt nie nauczył się jeździć samochodem obserwując kierowców, siedząc z boku. Musisz znać zasady działania biegów, musisz nauczyć się znaków drogowych i przede wszystkim musisz usiąść za kierownicą i przejechać pewną liczbę kilometrów, bo tylko teoria w połączeniu z praktyką dopiero może przynieść zamierzony efekt.